Kilka słów bez większego znaczenia?
Oczami Wiktorii
W mojej sali jest pełno ludzi . Przyszli
moi najbliżsi przyjaciele, cała piąteczka, do tego zjawił się u mnie w
odwiedziny Damian, no i oczywiście Sandra przedstawiła mi w końcu swojego
chłopaka. Jest to Nikodem. Tak, ten sam, przez którego nie miałam telefonu.
Czyli w gruncie rzeczy, znałam go wcześniej, niż sama Sandra. Poznali się podobno
ma jakieś imprezie. Cóż, na pierwszy rzut oka, pasują do siebie. Jeszcze będę musiała pogadać o nim z Sandrą. Dowiedzieć się tych wszystkich szczegółów. No i oczywiście nastraszyć kolesia, że
jeśli coś zrobi mojej Brown to pożałuje, itp. Takie tam małe groźby
karalne. Cóż... Cieszę się, że ich wszystkich mam. Jestem ogromną szczęściarą
- Halo, ziemia do Wiktorii? Czy ty tu w
ogóle jesteś?
- No więc, o co pytałam, droga przyjaciółko?
- No Julcia, no, yyy...
- Pytała, kiedy wychodzisz - z odsieczą
przyszedł mi Damian.
- O, właśnie o to.
- Ej ty, bez podpowiedzi.
- On ma imię. To Damian...
- Tak wiem, wiem. A tak po za tym wszystkim, to niezłe z niego ciacho,
co nie, Sandra?
- Julka upominam cię, że ja stoję tuż
obok. I to ja jestem TWOIM CHŁOPAKIEM
- Spokojnie kotku, bo ci żyłka pęknie... No Sandra, przyznaj, że Damian jest
niezłym kąskiem, dziwi mnie to, że nikogo nie ma - Maks spiorunował ją wzrokiem,
Nikodemowi również zmienił się wyraz twarzy.
- No kochanie, słucham.
- No...wiesz. Ja bym takim nie pogardziła - wtedy chłopak rzucił się na brunetkę, Maks zrobił to samo w stronę Julki.
Zaczęli je łaskotać.
- Hola, hola, uspokójcie się, robicie mi
siarę. Bosz, z kim ja się zadaję.
- Z nami? - wtedy wszyscy stanęli na
przeciwko łóżka, złapali się za ramiona i uśmiechnęli się. Oj, jak tu nie kochać
takich wariatów?
- Co ja z wami mam?
- Ty lepiej pomyśl, co my mamy z tobą.
Pączusiu.
- Żelek, cicho tam - i rzuciłam w niego poduszką.
- Czy ty właśnie uderzyłaś mnie poduszką?
- Nie, skąd ci to przyszło do głowy,
imbecylu? - wtedy to on rzucił się na mnie i zaczął mnie łaskotać.
- Przestań... - tą chwile przerwało
kolejne pukanie do drzwi.
- Proszę - w progu pojawił się Łukasz
- Hej... Oj widzę, że przeszkadzam... Wpadnę
później... - chciałam coś powiedzieć, ale Oskar mnie uprzedził.
- Nie przeszkadzasz. Wchodź...- Czy ja
dobrze słyszałam? Spojrzałam wymownie na blondyna. Jego mina wyrażała coś w stylu "No, co? Jestem miły" Czy on czegoś nie kombinuje? Skąd ta
zmiana?
- Kim on jest? - pytanie Sandry totalnie
mnie rozbawiło. No tak, oni się przecież nie znają. Czyli to wtedy nie była Ona.
To nie był jej głos. Cóż, poczułam małą ulgę.
- To Łukasz. Poznałam go kilka dni po wybudzeniu
ze śpiączki. Łukasz, to moja przyjaciółką Sandra i jej chłopak Nikodem, mój
znajomy Damian, Maksa i Julkę chyba znasz, a z Oskarem już miałeś przyjemność
kilka razy porozmawiać.
- Tak... Zdarzyło nam się zamienić kilka
słów. Miło was poznać.
I wtedy się zaczęło. W pokoju panował
całkowity harmider. Śmiech, wygłupy. Pani pielęgniarka aż kilka razy musiała
interweniować i nas uciszać. O dziwo nie była żadnych sprzeczek między
chłopakami. Czy mnie coś ominęło? W sumie cieszę się, że przynajmniej się
tolerują. Mogłabym pokusić się o stwierdzenie- "Lubią".
- Dobra, ja już będę musiał uciekać.
- Damian zostań... ciasteczko. Bez ciebie
będzie mi i Sandrze oraz Wiktorii bardzo smutno- Julka przybliżyła się do
chłopaka i delikatnie oparła się o jego ramie. Dziś chyba wyjątkowo gra na
nerwach swojego chłopaka.
- Julka, możesz przestać? Bo zaraz nie
ręczę za siebie - widać było, że Maks wkurzył się na poważnie.
- Ej, spokojnie... Maksiu, choć tu do mnie.
Ja się odpowiednio tobą zajmę - puściłam do niebieskookiej oczko. Następnie przytuliłam chłopaka, po czym zaczęłam zmierzać
swoimi rączkami do jego tyłka, robiąc przy tym dziwne miny.
- Ej hola, hola, wara od mojego faceta!!! - Julka
wyrwała chłopaka z mojego uścisku. Po czym sama się w niego wtuliła.
- Uh, a zapowiadało się tak fajnie... I
ten tyłeczek... Lepiej pilnuj tego swojego ciacha, bo ktoś ci go sprzątnie sprzed
nosa, maleńka, gdy ty będziesz ganiała za innymi... - udało mi się jakoś
rozładować tą atmosferę...
- Wiecie, ja w ogólnie nie chce wam
przeszkadzać i być natrętnym. Ale ja też tu jestem. Ja- Kubuś- z natury jestem
uprzejmym chłopakiem.Więc, nie chce wam przerywać i tym bardziej mieszać się w
wasze rozmowy, ale jestem zbulwersowany i czuję się tu taki samotny... Dlaczego
nikt nie mówi, że ja jestem ciachem? Czy coś ze mną nie tak? - Chłopak zrobił
uśmiech przypominający "pedofila" - kiedyś tak do mnie mówiliście, już wam się nie podobam? Aż mi się teraz łezka w oczku zakręciła. Nikt mnie nie
kocha... - Po czym Kuba teatralnie uronił i wytarł łezkę.
- Spokojnie stary, my cię kochamy - Maks i
Oskar rzucili się w ramiona Kubusia - jesteś naszym ciachem... Mrrr... Kotku, chodźmy do ciebie...
***
Godzinę później
- Droga młodzieży, czas opuścić szpital.
Jest już po 20 i siedzicie tej pannie już spory czas na głowie, a ona potrzebuje
trochę odpoczynku. Więc żegnajcie się, wracam za jakieś 15 minut i nie chce was tu widzieć, zrozumiano?
- Tak jest, proszę pani - wszyscy
odpowiedzieli równocześnie.
- Dobra mała, to my się zbieramy, trzymaj się. Wpadnę tu jutro z Sandrą, to sobie poplotkujemy na damskie tematy, bez tych
osiłków.
- Oj, bardzo chętnie. Oczywiście, bez urazy
chłopcy...
- Tak, tak, teraz to "bez urazy". Chłopaki wychodzimy. Mamy
na was foch - majestatycznie wydęli usta i skrzyżowali ręce na swoich klatkach.
- Jak dzieci... - tą chwile przerwał
dźwięk telefonu Oskara. Chłopak spojrzał na wyświetlacz, po czym na jego twarzy
pojawił się grymas.
- Kurwa...
- Co się stało?
- Yyy... Rodzice chcieli mnie zebrać na
kolacje z jakimiś znajomymi. Kompletnie o tym zapomniałem. Jestem już
spóźniony. Dobra, trzymajcie się. Uciekam... - po chwili jego wzrok utkwił na mojej
osobie. Jego wzrok był... obojętny? Blondyn jedynie rzucił krótkie- trzymaj się, Wiktoria - i nim się zorientowałam, chłopaka już nie było. To jego pożegnanie
"trzymaj się", tylko na tyle go stać? Nie wiem czemu, ale
poczułam jakieś ukłucie w sercu. Myślałam... Z resztą znowu narobiłam sobie
nadziei... Ja głupia... Może tylko mi się wydawało?
Oczami Oskara
Wybiegłem ze szpitala najszybciej, jak się
dało. Wybrałem numer mojej rodzicielki.
- Halo, Oskar? Gdzie ty się podziewasz?
- Yyy... Tak jak bym się lekko
zasiedział...
- My z ojcem za chwilę będziemy na
miejscu. Masz dojechać... Tylko ostrożnie... Nie szalej zbytnio... Jedź wolno, i uważaj na siebie. Wiesz, ile wariatów kręci się po tych drogach?
- Mamo... Nie jestem dzieckiem...
- Dobrze synku, dla mnie zawsze nim będziesz.
Wiesz, gdzie masz przyjechać?
- Yyy... nie? Skąd niby mam wiedzieć? Nie raczyłaś mi powiedzieć gdzie mieszkają ci twoi znajomi?
- Nie pyskuj.
- Ja po prostu wyrażam swoje zdanie.
- Nie pyskuj.
- Ja po prostu wyrażam swoje zdanie.
- I kto cię tak wychował?
- Ty mamusiu...
- Oj ja? Ja myślę, że to jednak ojciec cię
tak rozpieścił.
- Hola, hola. nie zwalaj winy na mnie. Jeśli ktoś go rozpieścił, to zdecydowanie ty - Usłyszałem w słuchawce głos taty.
- Niby ja? Ty chyba żartujesz. Jak był
mały, to ty...
- Mamo... Jaki jest ten adres?
- Poczekaj, nie widzisz, że rozmawiam z twoim ojcem?
- Tak właściwie to nie, nie widzę...
Chcesz, bym się spóźnił jeszcze bardziej?
- Nowomiejska, dom 16.
- Oks. Narcia...
Oj, już wyobrażam sobie, jak teraz moja mama
magluje tatusia o to, kto mnie bardziej rozpieścił. Tata pewnie po kilku
minutach złamie się i przyzna jej racje. Tak z przyzwoitości, by miał święty
spokój.
Po 15 minutach byłem już na miejscu. Właśnie
miałem zapukać do drzwi, jednak te otworzyły się, a ja zamiast w drewno, uderzyłem w czyjąś głowę. Usłyszałem tylko ciche
"Ała". Przede mną stała brunetka. Miała długie, proste własny. Ubrana była w sukienkę. Nie mam pojęcia, jakiego była koloru, przecież jestem tylko facetem. Wiem tylko, że idealnie podkreślała jej szczupłą sylwetkę, uwydatniała dość długie nogi i niemały biust. Jednak, to nie to mnie w niej urzekło. To jej uśmiech sprawił, że moje serce przyspieszyło rytm swojego bicia. Do tego jej spojrzenie. Piwne oczy, które miały swoją głębię i były hipnotyzujące. Pewnie stałem jak idiota gapiąc się na nią. Dziewczyna chyba to zauważyła, bo na jej drobnej twarzy pojawiły się małe rumieńce, które idealnie podkreślały jej kości policzkowe.
- Yyy... Nic ci nie jest? - jej słodki głos
w końcu do mnie dotarł. Kretynie, ogarnij się, bo wychodzisz na idiotę.
- Nie , nic mi nie jest. To chyba raczej ja
powinienem spytać czy tobie nic nie jest. Yyy... Zważając na to, że... Yyy...
No przez przypadek chyba zapukałem w twoją główkę... To znaczy, no, w głowę...
- Spokojnie, nic mi nie jest - dziewczyna
delikatnie się uśmiechnęła, po czym przygryzła dolną wargę. Boże, jaka ona
jest pociągająca. Poczułem jak w moich spodniach robi się ciasno. Kurwa, co ta
dziewczyna ze mną robi?
- Mam na imię Oliwia, ty pewnie jesteś Oskar?
- Yyy... Tak mi się wydaje - dziewczyna
spojrzała na mnie, jak na totalnego KRETYNA. Ej. Chwila, no tak, kurwa, ja
przecież nim jestem.
- Może wejdźmy do środka. Wszyscy chyba na
nas czekają - dziewczyna gestem ręki zaprosiła mnie do środka. Zapowiada się
całkiem ciekawy wieczór. Cóż, a myślałem, że będę się nudził.
***
Dwie godziny później
Siedzieliśmy właśnie w pokoju brunetki.
Rozmawialiśmy ogólnie o szkole, naszych zainteresowaniach. Rozmowa toczyła się
swobodnie. Przeskakiwaliśmy z tematu na temat. Miała 17 lat i dwa miesiące temu
przeprowadziła się do Warszawy.
- Czemu akurat tutaj?
- Rodzice. Tata znalazł dobrze płatną
prace. I cóż, nie miałam innego wyjścia. Musiałam zostawić przyjaciół, szkołę, wszystko. Nie miałam wyboru. Postawili mnie, jak to się mówi? Aaa, przed faktem dokonanym.
Nie interesowało ich moje zdanie.
- No pewnie, nie jest to miłe doświadczenie
porzucić wszystko, co znasz od dzieciństwa.
- Szczerze? Jestem do tego przyzwyczajona, przeprowadzałam się w swoim życiu chyba z trzy razy. Za każdym razem działo się
to wtedy, kiedy zaczęłam się klimatyzować i zaczynało być mi dobrze. Cóż takie życie...
- Jezu, jak ja nienawidzę tego powiedzenia...
- Jakiego?
- "Takie życie". Może nie zawsze układa się tak, jak byśmy chcieli. Czasem życie jest pojebane, ale po co jeszcze dodatkowo się
nad nim użalać. Będzie lepiej?
- No, w sumie nie... Nawet może mądrze gadasz.
- Ja zawsze mądrze gadam.
- Wiesz co, jesteś zbyt pewny siebie. Skąd
ta wysoka samoocena?
- Cóż, może przy tobie mi się poprawia? - powiły się po raz drugi dzisiejszego wieczoru na jej twarzy rumieńce.
- Wspominałem ci już, że ładnie się rumienisz? - wtedy spaliła totalnego buraka.
- Yyy... Nie. Ale dzięki. Zmiana tematu.
Powiedz coś o sobie...
- O nie, nie... Mi bardzo podoba się
temat twojego pięknego buraczka.
- Czy ty próbujesz ze mną flirtować?
- Nie, skąd bym śmiał.
- A już robiłam sobie nadzieje...- Jej
niewinny uśmiech znów sprawił, że zapragnąłem wbić się w jej usta. Nawet nie
wiem jak to się stało, ale nasze twarze nagle dzieliły tylko milimetry.
W tym samym czasie.
Oczami Wiktorii
Moje powieki były ciężkie. Powoli opadały, bo nie da się ukryć, że dzisiejszy
dzień był bardzo intensywny. Mieście brzucha bolą mnie od nadmiaru śmiechu.
Musze przyznać, że moje życie nie do końca jest takie nieudane. W końcu mam tak
wspaniałych przyjaciół. Wielu ludzi nie ma nikogo. Nie umiem określić, jak
przez to wszystko się zmieniłam. Kiedyś byłam twarda, a teraz jestem jak jakaś
galaretka. Niestabilna... Jeden mały ruch, a ja już tracę stabilizację.
Do pomieszczenia weszła jakaś postać. Mimo, że za oknem księżyc świecił i
jego delikatny blask wkradał się do mojej sali, nie widziałam twarzy postaci. W głębi serca miałam nadzieje, że to Oskar. Jednak, pomyliłam się. Nad moim
łóżkiem zobaczyłam twarz szatyna.
- Łukasz, co ty tu robisz? Jest już po 22. Pora odwiedzin już dawno się
skończyła. Jak się tu dostałeś?
- Musiałem cię zobaczyć.
- Musiałem cię zobaczyć.
- Widzieliśmy się już dziś.
- Chciałem z tobą porozmawiać. Wiesz, sam na sam - zauważyłam na jego twarzy
zdenerwowanie. Chłopak przeczesał swoje włosy palcami, po czym położył je na
karku.
- Usiądź - posunęłam się na brzeg łóżka, robiąc tym samy miejsce dla
chłopaka. Następnie starałam się podnieść do pozycji siedzącej.
- Pomóc ci?
- Łukasz, dam sobie rade. To jeszcze potrafię zrobić... - chłopak tylko z
dezaprobatą pokiwał głowa, po czym posłusznie wgramolił się na moje łóżko i
usiadł obok mnie - więc, co tam? O czym chcesz rozmawiać?
- A kto powiedział, że chce rozmawiać?
- Przyszedłeś tu o dość nietypowej porze, po za tym widzę, że coś jest nie
tak. Więc?
- Nic... Po prostu. Wiem, że nie znamy się zbyt długo. A nasza znajomość nie
jest zbyt optymistyczna. Znaczy, no patrząc na to, jak się poznaliśmy, nie był to
najlepszy kres w twoim życiu. Tylko, że ja...
- No masz racje, nie był to zbyt dobry okres... Dobra, nie przerywam już ci, kontynuuj.
- No po prostu... Czy to wszystko musi być takie trudne?
- Ale co, bo nie za bardzo rozumiem twój tok rozumowania.
- Uczucia i mówienie o nich
- O tak... To jest w chu... To znaczy bardzo trudne, coś o tym wiem. Tylko
musisz wydusić to z siebie. Przecież cię nie zjem.
- No wiesz, patrząc na to ile jesz, to nie jestem pewny, czy aby na pewno nie
jesteś głodna. Pamiętaj jednak, że ja wcale nie jestem smakowitym kąskiem.
- Doprawdy. Cóż, nie wiem, czy będę mogła się powstrzymać. W tym szpitalu
jest takie kiepskie jedzenie. A świeże mięsko to kusząca propozycja - obdarzyłam go delikatnym uśmiechem, szatyn również się uśmiechnął.
- Zaczynam się ciebie bać.
- Może powinieneś. Dobra, ale nie o tym mieliśmy rozmawiać.
- Doprawdy? Ten temat wybitnie mi się spodobał...
- Już, gadaj - przewróciłam tylko oczami na chłopaka. Co za głupek?
- No chyba już nie mam innego wyjścia - spojrzałam na niego z udawaną powagą
i surowością.
- Przykro mi, nie masz.
- No, więc, tak jak mówiłem. Nie znamy się długo. I nie mieliśmy okazji
zbytnio tego nadrobić. Po za tym jakoś się do mnie nie odzywałaś, gdy wyszłaś
ze szpitala. Oczywiście, nie mam ci tego za złe. Chociaż nie ukrywam, jakaś
cząstka mnie ma do ciebie uraz
- Dzwoniłam...
- Co? Kiedy? Jak?
- To było jakoś przed operacją? Nie pamiętam dokładnie kiedy. Chciałam
pogadać. Odebrała jakąś dziewczyna. Ty byłeś chyba pod prysznicem. No i wiesz, nie chciałam wam przeszkadzać. A potem chyba nie było kiedy.
- Gdybym wiedział... Wiktoria, mogłaś zadzwonić jeszcze raz. Przecież wiesz,
że znalazłbym dla ciebie czas.
- No. Wiesz, gadaliśmy ze sobą zaledwie dwa razy. Nie wiedziałam, że... no wiesz.
Mniejsza z tym. Znów zboczyliśmy z tematu, przejdź już do sedna.
- Nie ułatwiasz mi tego - w odpowiedzi wystawiłam jedynie do chłopaka język, nic nie mówiąc - więc, chodzi o to, że jesteś naprawdę wyjątkową osobą. I wiesz, nie ukrywam, że cieszę się, że znalazłaś się w moim życiu. No wiesz... Sprawiłaś,
że poczułem w sobie coś, o czym nie wiedziałem, że w ogóle we mnie istnieje. W życiu
każdego z nas następuje taki moment, w którym zaczyna myśleć o czymś poważniej,
dzięki tobie pojawiło się we mnie to uczucie...
- Łukasz, proszę, tylko nie mów, że coś do mnie czujesz... Proszę... Ja nie
chce cię zranić...
- A kto powiedział, że ja nie chce być zraniony? Ryzyko przecież opłaca... A
i sam umiem podejmować decyzje, co jest dobre. Nie musisz mnie wyręczać.
- Łukasz... Ja...
- Spokojnie, tym razem to nie o tym chciałem pogadać. Po prostu dzięki tobie
uświadomiłem sobie, że potrzebuję przyjaźni, że ona jest ważna w życiu. Uświadomiłaś
mi, że potrafię się jeszcze o kogoś martwić i że nie jestem dupkiem bez
uczuć.
- Ej, nie jesteś dupkiem. Może na początku trochę. Ale tylko ja mogę cię tak
nazywać.
- Chciałbym, byś miała we mnie oparcie. Chcę ci pomagać w tych ciężkich chwilach.
Wiem, że nie możesz zaufać mi w pełni, bo może myślisz, że jestem jakimś
jebniętym wariatem, ale postaraj się. Chcę być kimś bliskim dla ciebie. Chcę być przy tobie, gdy jest źle. Chcę, byś umiała się ze mną śmiać i
płakać... Widziała we mnie osobę, dla której wiele znaczysz i możesz
powiedzieć wszystko. Chce się stać cząstka twojego życia - szatyn spojrzał na
mnie. Chyba próbował odczytać moją reakcję. Szczerze mówiąc, nie wiedziałam, co
myśleć. To, co powiedział, było takie wzruszające? Szczere? Niezwykłe? Mój
oddech stał się o wiele szybszy, w brzuchu poczułam dziwne mrowienie. Poczułam
też ciepło, które wypełniło po tych słowach moje serce.
- Łukasz, nie wiem co powiedzieć, to... Oj, po prostu chodź - wtedy się do
niego przytuliłam, a on wbił się we mnie swoimi ramionami. Mimo, że nie widziałam, to
byłam pewna, że na jego twarzy widnieje uśmiech taki sam jak na mojej. Już nic
więcej nie mówiliśmy, tylko siedzieliśmy tak, wtuleni w siebie.
Słyszałam, jak serce bije mu jak oszalałe. Moje również na pewno nie miało
normalnego rytmu bicia.
*puk, puk, puk, puk, puk, puk, puk, puk, puk, puk, puk, puk, puk*
Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam...
__________________________________________________________
No cóż, kolejny rozdział. Jak wam się podoba?Proszę o te komentarze. Kiedyś miałam ich o wiele więcej. Teraz niestety, jest ich coraz mniej. Aż odechciewa mi się pisać. Zastanawiam się, czy to ma jakikolwiek sens.