wtorek, 29 września 2015

Rozdział 27

 W Twoim przypadku „kochać” znaczy „krzywdzić”, na każdym kroku.


Oczami Oskara
Po całym dniu jedyne, o czym teraz marze to sen. Cóż nie ukrywajmy wczoraj za dużo wypiłem a dzisiaj cały dzień wszystko mi o tym przypominało. Cóż kac nie jest czymś przyjemnym.
Po szybkim prysznicu wślizgnąłem się do łóżka i nawet nie wiem, kiedy dopadł mnie błogi sen.Dostałem się do świata, w którym mogę oddychać  bez tych wszystkich problemów.
Niestety ten stan nie trwał wiecznie. Ze snu wybrudziło mnie urządzenie, które bezustannie dzwoniło...
- Nosz kurwa...- Dlaczego ja tego cholerstwa musi dzwonić?- Grrrr - Z przyzwyczajenia zasłoniłem swoje uszy poduszką jednak nic to nie dało, bo ten irytujący dźwięk wciąż docierał do moich bębenków?.. Wyciągnąłem rękę po to pieruńskie urządzenie i przejechałem palcem po ekranie nie patrząc nawet, kto śmiał budzić mnie w środku nocy
- Czego?!
- Oskar?
- Nie, święty Mikołaj...Kto mów?
- Filip- Na te słowa momentalnie cały senny stan odszedł a w zamian po raz kolejny pojawiły się złe przeczucia i strach.
- Filip? Coś z Wiktorią? Wszystko dobrze?
- Ja przepraszam, że cie budzę....To ja zadzwonię innym lazem
- Ej mały...Nie...Powiedz mi, co się dzieje?
- Wiktoria... Ona jest smutna...


- To znaczy?
- Ona zamknęła się w łazience.. Dziadkowie ksyca, ale ona nie chce otworzyć...Ona płacze...- I wtedy w słuchawce usłyszałem dźwięk tłuczonego szkoła...I krzyk babci Wiktorii..Kurwa, co tam się dzieje? Już po chwili usłyszałem dźwięk przerwanego połączenia...
Nie wahałem się długo. Wciągnąłem na siebie pierwsze lepsze ciuchy i już po chwili byłem gotowy do wyjścia. Wziąłem kluczyki i po raz kolejny cały świat staną mi przed oczami. Powróciły wszystkie emocje, które dzięki niej ciągle odczuwam. Strach, panika i myśl, że mogę ja stracić. Czy ona, chociaż przez chwile może dać mi odpocząć od tego wszystkiego?

Po piętnastu minutach byłem na miejscu. Zapukałem do drzwi jednak nikt mi nie otworzył. Pociągnąłem za klamkę i wzeszedłem do środka. Skierowałem się w stronę krzyków... Gdy wszedłem do pomieszczenia w pokoju dziewczyn siedziała zapłakana Pani Zosia i jej mąż, który starał się ją uspokoić. Dobijali się do drzwi łazienki... Wzrok starszej pani skierował się na mnie.
- Oskar, co ty tu robisz?
- Filip zadzwonił...Ale teraz nie to jest ważne - Nie miałem  ochoty ani na czasu na rozmowę od razu podszedłem do drzwi...- Ona tam jest?
- Zamknęła się... I nie chce otworzyć..Próbowaliśmy z żoną otworzyć te drzwi śrubokrętem, ale nawet ten zamek nie drgnął. Ona ma atak paniki... Pani psycholog mówiła, że może to nastąpić po odstawieniu leków...- Delikatnie zapukałem do drzwi.
- Wiktoria to ja....Jesteś tam?- Z pomieszczenia słychać było szloch dziewczyny, który na chwile ucichł jednak nie trwało to długo, bo powrócił o wiele głośniejszy do tego dało sie usłyszeć strumień lecącej wody- Ej Wiktoria... Nie płacz... Jestem tu. Zaraz tam będę.
.Zacząłem rozglądać się się po pokoju w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby pomóc dostać się do dziewczyny. Mój wzrok utkwił na spince do włosów Wiktorii.. Kiedyś otwierałem tak szafkę szkolną, ale nie wiem czy tym razem się uda. Nie zastanawiać się dłużej sięgnąłem po wybrany przedmiot.- Spokojnie Wiki zaraz tam będę.... - Po kilku chwilach udało mi się przekręcić ten cholerny zamek i dostać do środka. 

Gdy wszedłem do środka widok, który zauważyłem po raz kolejny spowodował, że moje serce na moment przestało bić. W pomieszczeniu panował chaos. Kawałki rozbitego lustra znajdowały się na płytkach w całej łazience. Wszędzie porozrzucane były rzeczy dziewczyny. Ona sama siedziała z pokulonymi nogami w wannie. Na jej smukłe i wychudzone ciało leciał strumień lodowatej wody. Na jej policzkach znajdowały się ślady rozmazanego makijażu. Wzrok dziewczyny na moment spoczął na mojej osobie. Jej spojrzenie było pełne bólu i rozpaczy a zarazem takie puste. Jej oczy wypełniane były  paniczny strachem. Strach, który wypełniał jej całe ciało.Bez namysłu zakręciłem wodę i chwyciłem dziewczynę w swoje ramiona. Usiadłem obok wanny i bez ogródek posadziłem sobie dziewczynę na kolanach. Jej delikatne lodowate dłonie oplatały się wokół mojej tali.. Ja przycisnąłem ją do swojej klatki. Moje dłonie delikatnie uspokajająco głaskały jej plecy.
- Już ciiiii... Już nigdy cie nie zostawię.... Jestem tu.... Spokojnie - Jej ciało przeszedł dreszcz delikatnie odsunąłem ją od siebie następnie założyłem na nią moją bluzę Po chwili jej babcia przyniosła dodatkowe koce. Otuliłem nimi dziewczynę, które ciągle płakała.- Słoneczko już dobrze.... Spokojnie... Oddychaj powoli.....Nie jesteś sama. Zawsze będę, kiedy mnie potrzebujesz.... Jesteś moją przyjaciółką już na zawsze...


Oczami Wiktorii
Obudziłam sie w swoim łóżku obok mnie znajdował sie blondyn. Nie pamiętam za wiele z wczorajszego wieczoru, ale jego obecność zapamiętałam doskonale. Nagle odzyskałam tak jakby całe zabrane mi bezpieczeństwo. Wtuliłam sie w jego klatkę jeszcze z większą siłą...Zdecydowanie tu jest moje miejsce. Musze w końcu z nim porozmawiać... Nie mogę pozwolić bym go straciła...Przecież ja go kocham....
Dźwięk telefonu skłonił mnie bym w końcu wyślizgnęła się sie z jego stalowego uścisku. Mimo że nie miałam na to ochoty nie chce by urządzenie go obudziło. Należy mu sie odpoczynek szczególnie po takiej nocy. Odebrałam jego telefon. 
- Halo
- No cześć Słonko gdzie jesteś? Mam nadzieje ze nie zapomniałeś o naszym spotkaniu? Hmmm. 
- Kim ty jesteś?
- Yyyy to raczej ja powinnam o to spytać ?... Gdzie jest Oskar? Daj mi go do telefonu... 
- No po moim trupie kochaniutka...- Moje ręce zaczęły drzeć. Nie żebym miała coś do niej, ale juz nie lubię Suki...
- Wiktoria tak?
- Skąd znasz moje imię? Kim ty jesteś do cholery?
-Dam ci dobra rade...
- No słucham uważnie 
- Oskar juz nie jest twój. Przez swoja głupotę go straciłaś. I wiesz, co? Ja sie nim odpowiednio zajęłam i w sumie jestem ci wdzięczna. Dzięki tobie mam tak wspaniałego chłopaka...
- To ja też ci dam dobrą rade... Spierdalaj...I zostaw Go! ON jest MÓJ szmato!!! - Z wielką złością nacisnęłam czerwoną słuchawkę a telefon rzuciłam gdzieś w kont. No, co ta dziewuch sobie wyobraża.No chyba jej sie w główce poprzestawało,... Ona jest... Wrrrr.. Nie jak ja ją spotkam to dziewczyna życia nie ma. Jak ona tak mogła? Pfff Oskar jest jej? Dobre sobie... Ciekawe, dlaczego leży w moim łóżku... Obok mnie.... Właśnie powinnam jej to powiedzieć.... Spokojnie Wiktoria wdech i wydech...
 Całe moje ciało rozpierała złość. Chyba jeszcze nigdy nikt nie wyprowadził mnie tak z równowagi.A co jeśli ona ma racje? I on ja kocha? A ja... Nigdy nie powiedział prosto, że mnie kocha...Może powinnam odpuścić. W sumie najważniejsze żeby był szczęśliwy. Ciekawe czy ona jest ładna. Pewnie może chodzić... Pewnie to ideał. Ja chce jego szczęścia... Najwyżej usunę sie w cień... Spojrzałam na spokojna twarz Żelka... Czemu to musi być takie trudne?..
Delikatnie ponownie wsunęłam sie w jego ramiona. Jeśli to ma być ostatni raz, gdy on leży obok mnie i jest tylko mój chce by ta chwila trwała wiecznie. Po chwili wyczułam jak jego mięśnie sie napinają delikatnie podniosłam głowę. Moje spojrzenie napotkały jego niebieskie tęczówki. Pod ich błękitem rozpływałam sie i moje serce przyśpieszyło jeszcze bardziej
- Cześć...- Jego zachrypnięty głos spowodował ma mojej skórze ciarki. Jak ja za nim tęskniłam?- Hej...- Automatycznie przygryzłam dolną wargę i wyswobodziłam go ze swojego uścisku. Miałam wrażenie, że nie czuł sie w nim komfortowo.- Yyy jak sie spało?
- Nie najgorzej... A Tobie? Jak sie czujesz?
- Odkąd tu jesteś to lepiej...- Nie wierze ze to powiedziałam. Na jego twarzy zawitał delikatny uśmiech...- Oskar możemy pogadać?
- Myślę ze nawet powinniśmy...
-To może ja zacznę.Przede wszystkim chce ci podziękować... No wiesz za to, że przyjechałeś w nocy...
- Spoko... I tak nie miąłem nic innego do roboty...
- Mogłeś spać? Każdym bądź razie dziękuje
-Cóż, od czego ma sie przyjaciół.- Ałć... Zabolało...
- Taa... Jasne...
- Tak właściwie, która godzina? Gdzie jest mój telefon?
- Gdzieś tak koło 12. 
- O Fuck.... - Chłopak z szybkością światła wstał i zaczął zbierać swoje rzecz....
- Czemu sie tak śpieszysz?
-Boooo umówiłem sie z kolegą... I na śmierć o tym zapomniałem już jestem spóźniony.
- Tak a ten kolega to wysoka blondynka 
- Yyyy, o co ci chodzi?
- Może o to ze mnie okłamujesz.... Gadałam z Nią...
- Z kim?
- Dzwoniła do ciebie, gdy spałeś. Nie chciałam cie budzić, więc odebrałam....
- Aha... A mogę wiedzieć, kto ci pozwolił odbierać moje telefony?
- Jakoś nigdy ci to nie przeszkadzało - Nasze głosy były coraz bardziej podniesione...
- No to kurwa teraz mi to przeszkadza! Gdzie jest ten cholerny telefon?...
- A co? Boli cie to, że dowiedziałam się sie prawdy?
-, Jakiej kurwa prawdy?! 
-, Że z nią jesteś
-, Z kim? 
- Z tą dziunią?...
- A nawet, jeśli tak to, co? Zazdrosna jesteś?
- Nie. A nawet, jeśli to, co?
-Ty masz tych swoich fagasów to ja nie mogę mieć dziewczyny?
- Ja sie kurwa nikogo nie mam!!! O co ci chodzi 
- O Łukasz Damiana i innych.... Sorry, ale skoro ty układasz sobie życie to, czemu ja nie mogę?
- Nie!!!!Bo...
- Bo kurwa, co? – Przybliżył swoją twarz do mojej. Nasze usta dzieliły minimetry.
- Bo cie kocham Kretynie.- Wtedy niewiele myśląc porostu przybliżyła sie do niego. Połączyłam nasze usta w namiętnym pocałunku. Moje dłonie oplatały sie na jego karku. Tym pocałunkiem chciałam przekazać ile do niego czuje. Był on krótki gdyż chłopak po chwili mnie od siebie odsunął i patrzeć mi w oczy powiedział 
-Ale ja cie kurwa NIE kocham..

______________________________
Bum... Wróciłam nie wiem czy na dłużej czy tylko na chwile ale trzymajcie rozdział.
Co o tym myślicie ? I ogólnie spytam jesteście w drużynie Oskara czy Łukasza  :3
Każdy komentarz mile widziany ;)
DZIĘKUJĘ Kochane mordki za wsparcie :*
Szczególnie dwóm wariatką  Rudej i Madzi ♥ 


..

wtorek, 5 maja 2015

Rozdział 26

Mam dość rozczarowań i nieporozumień między nami.
Oczami Wiktorii
Dziś w końcu opuściłam szpital. Może nie było to najgorsze miejsce, ale zdecydowanie wole te cztery ściany, które zwane są moim pokojem. Własne łóżko, ciuchy i świeże powietrze oraz prywatny prysznic to zdecydowanie rzeczy, których obecnie najbardziej pragnęłam. Przysłowie "wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej" chyba idealnie określa obecny stan rzeczy. Muszę przyznać, że tęskniłam za tym wszystkim. Za taka domową atmosferą? Tak, zdecydowanie mogę śmiało powiedzieć, że to mój dom. W końcu czuję się tu bezpiecznie.
Moi kochani dziadkowie nieustannie starają się wmusić we mnie jakiekolwiek jedzenie. Żadne moje sprzeciwy do nich nie trafiają. Poza tym, jak mam im odmówić? Babcia gotuje tak świetnie. Jej potrawy aż proszą, by były zjedzone. Mówią do mnie "zjedz mnie, zjedz mnie". Jak tak dalej pójdzie to w końcu naprawdę stanę się pączusiem.
Gdy dziś po raz pierwszy spojrzałam w lustro, zobaczyłam całkiem inną dziewczynę. Moje policzki są zapadnięte, przez co kości policzkowe delikatnie mi wystają. Nie wspomnę już o obojczyku, który ujawnia wszystkie kości. Poza tym, mam ogromne wory po oczami. Jednak nie to jest najgorsze. Moje nogi tracą mięśnie, przez co wyglądają teraz jak wieszaki, na których powieszona jest skóra. Zaczynam się brzydzić samą sobą. Nawet moje blond włosy, które kiedyś były jednym z moich atutów, stały się istnym sianem, którego nie jestem w stanie okiełznać. Tak jakby żyły własnym życiem.

Siedziałam właśnie z dziewczynami nadrabiając stracony czas. Dziewczyny opowiadały, co mnie ominęło. Sandra wyjawiła nam miłosną historie swojego życia. Nikodem z jej opowieści to naprawdę fajny facet. Ja raczej pamiętam go jako zadufanego w sobie lalusia, ale cóż, może pierwsze wrażenie jest błędne? Nie ma co oceniać ludzi, gdy tak naprawdę się ich nie zna. Ja natomiast streściłam im historie poznania Damiana, no i oczywiście wczorajszego wieczoru/nocy z Łukaszem. Dziewczyny, tak jak się spodziewałam, nie oszczędziły mi komentarzy typu "on na ciebie leci, to widać", "to będzie przyjaźń z przywilejami", "ciekawie, ile wytrzyma". W sumie, sama zastanawiam się, co dalej z tego będzie. Czy pozwolę mu na coś więcej, niż przyjaźń? Cóż, nie wiem. Poznamy się i to czas pokaże.
- A jak sprawy z Oskarem?- Julka wiedziała, że stąpa po kruchym lodzie, jednak jej ciekawość jest większa. Poza tym widzę, że się po prostu o mnie martwi.
- Cóż... nic się nie zmieniło. Jeszcze nie mieliśmy okazji pogadać. Widziałam się z nim tylko w waszym towarzystwie. Poza tym, wydaje mi się, znaczy jestem pewna, że... no wiecie... ma pretensje o to, co zrobiłam...
- Ej mała. Nie przejmuj się. Przejdzie mu... Po prostu to był dla niego szok, jak cie zobaczył w tej łazience... Pewnie ma problem z przyswojeniem tego.
- To był on?- mój głos zaczął drżeć.
- Tak, to on cię uratował...
- Kurwaaa- w moich oczach pojawiły się się łzy. Tak, no przecież, to było do przewidzenia. Kto inny po raz drugi mógł uratować to moje nędzne życie, jak nie on? Jestem idiotką? Do tego ten list... Kretynka ze mnie. Nie dość, że niszczę swoje życie, to sprawiam, że życie moich bliskich staje się koszmarem. Dopiero teraz dociera do mnie to wszystko. Co ja zrobiłam? Nie wiem kiedy znalazłam się w objęciach dziewczyn. Kolejny raz z moich oczu poleciał strumień łez. Nie umiałam już nad tym zapanować. Łkałam przez własną głupotę.
- Ej... kochanie uspokój się. Ciii... jesteśmy przy tobie- cichy głos Sandry starał się mnie uspokoić. Nie ukrywam, ich obecność działała na mnie kojąco.
- C-coo jeślii oon m-mii niie w-wybac-czy?- wydukałam przez łzy.
- Wybaczy... Zobaczysz... A teraz przestań płakać- głos mojej przyjaciółki był stanowczy- Wiktorio, bierz się w garść. Nie ma się co rozczulać nad rozlanym mlekiem. Co się stało nie odstanie się. Teraz musisz wziąć się w garść. Głowa do góry, kochanie. Stawimy temu wszystkiemu czoło razem... Masz nas wszystkich. Nie jesteś z tym sama... I najważniejsze jest to, że wiemy wszyscy, że już tego nie zrobisz. Ufamy ci...
Już po kilku minutach doprowadziłam się do porządku. Dobrze jest mieć takie kochane bestie. Dziękuję bogu, że ich mam. Podjęłam wiele złych decyzji. Nawarzyłam piwa i teraz muszę je wypić. Na szczęście mam ich- moich przyjaciół, dzięki którym nawet z największego dna  jestem w stanie wznieść się na wyżyny.

Oczami Maksa
Trening dziś dał nam wszystkim nieźle w kość. Trener nas nie oszczędzał. Ostatnio strasznie zaniedbałem swoją grę i moja kondycja lekko się pogorszyła.
Przebierałem się właśnie w szatni, gdy usłyszałem dźwięk swojego telefonu. Wyjąłem go z torby treningowej, po czym odebrałem.
- Cześć kochanie- głos mojej dziewczyny rozbrzmiał w słuchawce.
- No, co tam skarbie?
- Przyjechałbyś po mnie? Jestem u Wiktorii. Przyjechałby po mnie mój tata, jednak coś mu wypadło.
- No bez problemu. Przebiorę się i za jakieś pół godziny powinienem być.
- Yyy... Dlaczego chcesz się przebierać?
- Bo jestem na treningu? Chyba, że chcesz mnie tak męsko pachnącego. Co, kotku?- a no tak, trening... Wiesz co, jednak wolałabym byś się przebrał i prysznic też by ci nie zaszkodził. Nie chce cię śmierdzącego, nie będę nawet mogła się przytulić...
- Pfff... Ja sobie to zapamiętam...
- Oj już, nie złość się. I poważnie nie śpiesz się. Kochanie?
- No, czego chcesz?
- Czego chcę? Skąd wiesz, że coś chcę?
- Po głosie, już cie trochę znam, więc?- oczami wyobraźni widziałem, jak Julka właśnie w tym momencie przewraca oczami- i nie przewracaj na mnie oczami.
- Skąd... z resztą nie ważne. Chcę, byś pogadał z Oskarem...
- Chodzi o Wiktorię?
- Tak... Porozmawiaj z nim o tym... Wiesz, martwię się o niego... Wczoraj wychodził ze szpitala w niezbyt optymistycznym nastroju...
- Dziwisz się mu? Zachowanie Wiktorii nie było fair.
- Wiem... Porozmawiaj z nim, ok?
- Spoko. Tylko by z nim porozmawiać musiał bym wyciągnąć go na jakieś piwo, czy coś.
Wiesz, jak z nim jest.
- Otwiera się po alkoholu, ale czy ty chcesz kierować po alkoholu?!
- Właśnie nie. Najwyżej jutro z nim pogadam?
- Nie, dziś. To ważne. Ja najwyżej zostanę na noc jak zgodzą się dziadkowie Wiki. A ty przyjedziesz jakoś rano, może być?
- No mi pasuje.
Rozmawiałem z nią jeszcze chwile, po czym rozłączyłem się i znów skierowałem w stronę szatni z której ulotniłem się podczas rozmowy. Znalazłem w niej blondyna.
- Ty już idziesz?
- Ta...
- Co ty na męski wieczór? Ty i ja..
- Stary, ty masz dziewczynę. Wiem, że jestem taki przystojny, ale i ty na mnie lecisz?

Oczami Oskara
Siedzieliśmy z Maksem w parku obok hali. Wypiliśmy już kilka piw, dlatego nasza rozmowa zboczyła na poważne tory. Cóż, po alkoholu staje się coraz bardziej wylewny.
- Więc, jak z Wiktorią?
- A jak ma być, normalnie- Wziąłem spory łyk piwa. Sam nie wiedziałem jak jest z Wiktorią. To jak błędne koło.
- Odpuściłeś?
- Kurwa, nie miałem czego odpuścić.
- Co masz na myśli?
- Nic. Kompletnie nic.
- Nie ogarniam cię. Sam mówiłeś, że powinniśmy ją wspierać, być przy niej. Ty poskładałeś nas do kupy. A teraz sam podkulasz ogon i uciekasz? Zostawiasz ją?
- Gdyby to wszystko było takie proste.
- Stary, jest proste.
- Może to dlatego, że to nie twoja miłość chciała popełnić samobójstwo. Widzieć osobę którą kochasz we krwi z myślą, że przybyłeś za późno, że ona znów może odejść... Siedziałem przy jej łóżku całe pół roku. Czekałem aż otworzy te oczy i wróci. Czekałem na to, by móc powiedzieć jej ile dla mnie znaczy i co czuję.  A ona co, po przebudzeniu leci w ramiona tego dupka. Łukasza... Potem popełniam jeden jebany błąd, a ona bez wahania skreśla mnie z życia... Rozumiesz.... Robisz tyle dla jednej osoby, jesteś gotowy na poświecenia, potykasz się i tracisz to, na czym tak ci zależało... A przypominam, ona też wiele razy lizała się z przypadkowymi frajerami. Następnie czytasz list... Znowu masz nadzieję, chcesz walczyć. A wczoraj w tej jebanej sali dostrzegłem jak na niego patrzy. Przecież on jest idealny. Zapewni jej to wszystko. Do tego to ich pożegnanie. Ten skurwysyn pocałował ją w usta? Kurwa, na moich oczach. A ona... Jej się to podobało... Czuje coś do niego. Wiesz, chcę by była szczęśliwa, ale dlaczego z tym chujem?! Z resztą, nie ważne. Niech ułoży swoje życie jak chce. Ja kurwa odpuszczę... Jebać ją. Jebać miłość. Jebać to wszystko. Idę po coś mocniejszego, czuję potrzeba najebania się...- Wstałem gwałtownie z ławki i skierowałem swoje kroki do pobliskiego monopolowego. Zatrzymał mnie jedynie głos przyjaciela.
- Zależy ci na niej?
- Jak jeszcze na nikim innym.
- To walcz. Nie odpuszczaj.
- Łatwo ci mówić- ponownie ruszyłem do wyznaczonego wcześniej celu... Walcz... Mój honor już mi na to nie pozwala. Nie mogę. Wódka może nie rozwiąże moich problemów, ale chociaż na chwile zapomnę. 



__________________________________________
Kolejny. :) Co myślicie?
Zastanawiam się, czy warto pisać to opowiadanie? Coraz mniej komentarzy, weny też.