sobota, 8 listopada 2014

Rozdział 20

...


Oczami autorki
Łzy zaczęła spadać z nieba. Samotne anioły zaczęły płakać nad nieszczęściem biednej ludzkiej osoby. Która w tym momencie miała wydać ostatni wdech. Jednak jeden niewinny aniołek nie chciał na to pozwolić. Był to jej anioł stróż. Może niektórym zdawałoby się, że ją opuścił ,jednak on przy niej trwał. Nie opuszczał jej nawet na krok. Robił, co mógłby mogła przejść przez to życie mimo tego nikczemnego zła, jakie musi spotkać człowiek. Jej droga na początku była kręta. Wszędzie czyhało niebezpieczeństwo. Jednak mały aniołek nie chciał by jego podopieczna cierpiała tak bardzo. Dlatego na jej drodze postawił przyjaciół. Osoby, jakie miały być z nią i cierpliwie z nią trwać aż nadejdzie lepszy czas. Jednak ona zbłądziła.Przestała się liczyć z szczęściem, jakie mimo wszystko miała. Człowiek jednak zawsze dostrzega tylko te szare chwile. Czemu ten gatunek potrafi płakać wiele razy z tego samego powodu a jeszcze nigdy nie zdarzyło się by dwa razy śmiał się z jednej rzeczy, chwili, wspomnienia ? Przecież dobry i zło w naszym życiu zależy od nas. To my decydujemy, jaką postawę przybieramy i co chcemy wpuścić do naszego serca.
Stróż duszyczki, która właśnie miała przystąpić do świata zmarłych powędrował po moc, która potrafiła przeszkodzić śmierci w swoich żniwach. To moc nieprzezwyciężoną jeszcze przez nic na świecie ludzkim. To coś, co potrafi sprawić, że nawet czarny anioł cofa swój wyrok
Oczami Oskara
Obudziłem się z krzykiem. Pot spływał po moim ciele. Miałem okropny sen o śmierci. Ktoś umierał popełniając samobójstwo , a ja patrzyłem na to z dystansu. Chciałem coś zrobić by uratować tą osobę ,jednak nie mogłem się ruszyć. Mogłem jedynie stać i patrzeć jak odchodzi. Ta postać kogoś mi przypomniała. Była taka niewinna a za razem dało wyczuć się, że przeszła dużo. I te oczy zupełnie jak.... Wiktorii?... Poczułem dziwne ukucie w serce. To nie może być prawda. Przecież ona nigdy by takiego czegoś nie zrobiła. Chyba...
Wstałem, czym prędzej z łóżka. Założyłem na siebie pierwsze lepsze ubrania Zacząłem szukać kluczyków od motoru. Przecież wczoraj kładłem je na szafce w przedpokoju a dziś ich nie ma. Kurwa.... Nie mam czasu....Gdzie do cholery są te kluczyki,. Nie mogłem już dłużej zwlekać musiałem pojechać do szpitala i upewnić się, że z dziewczyną jest wszystko w porządku. Musze ją zobaczyć. Pobiegłem do garażu. Tak jak myślałem ojciec zostawił kluczyki od auta w stacyjce. Zawsze to robi. Mama nieraz urządzała mu awantury, że w ten sposób ułatwia złodziejowi kradzież i że to nie odpowiedzialne. On jednak nigdy nie mógł odzwyczaić się od tego nawyku. Otworzyłem drzwi garażowe i wyjechałem. Opony wydały charakterystyczny dźwięk. Nacisnąłem gaz najbardziej jak się dało. Nie mogłem stracić żadnej sekundy. Czy mam prawo jazdy? Nie, ale prowadziłem już kilka razy. 
Przejechałem wszystkie czerwone światła i w ten sposób już po 10 minutach w końcu byłem na miejscu. W mojej głowie krążyły przeróżne myśli. Chciałem tylko by nie było za późno. By ona leżała w łóżku i spokojnie , jak zawsze, słodko spała. Minąłem recepcje w ułamek sekundy. Usłyszałem tylko głos recepcjonistki, że pora odwiedzin dawno się skończyła. I chuj mnie to obchodzi. Otworzyłem drzwi od jej sali. Na szczęście leżała na łóżku. Kamień z serca spadł. Ulga.. To idealne słowa, jakie teraz jest w stanie opisać, co czułem. Uśmiech mimowolnie pojawił się na mojej twarzy. Nie wytrzymałem, podbiegłem i tak po prostu ją przytuliłem... Coś jest nie tak. Zamiast jej na łóżku znajdowały się poduszki pozorujące jej sylwetkę.  Zacząłem przegrzebywać całe łóżko.Nie ma jej... Za plecami usłyszałem otwierające się drzwi. Ochroniarze złapali mnie za ramiona i chcieli mnie wyprowadzić. 
- Zostawcie mnie. Rozumiecie!!! . Jej nie ma. Musze ją znaleźć... Niema czasu..- Mój oddech był nieubłaganie szybki serce dudniło z całych sił w moja klatkę. Faceci chyba zrozumieli, że to naprawdę coś ważnego. Puścili mnie i przez swoje krótkofalówki wezwali kogoś tam. Jednak czas płynął. A ja nie mogłem czekać. Gdzie ona jest? Boże pomóż mi.. Błagam, ja JĄ potrzebuje . 
Wtedy dostałem olśnienia. Łazienka... Zacząłem biec. sam nie wiem ile mi to zajęło, ale byłem pewny, że zbyt długo. Jednak, gdy wszedł nie mogłem wierzyć własnym oczom. Chciałem by to co widzę okazało się głupim złudzenie. Moje oczy się zeszkliły.
Ukląkłem w kałuży krwi. Złapałem jej zimną dłoń.

- Wiktoria. Nie...Nie nie. Kurwa nie!!!!Pomocy!!!!  Pomocy!!!!! Wiktoria błagam nie opuszczaj mnie .Kurwa niech ktoś tu przyjdzie.- Zacząłem wyć. To koniec mnie. Gdy ona odchodzi ja też.
***
Siedziałem właśnie w pokoju pielęgniarki, przytulony do Julki. Nie wstydziłem się tych łez. Przecież właśnie odchodzi osoba, na której mi tak zależało, co ja mówię nadal mi na niej zależy...
- Oskar powinieneś wrócić do domu. Musisz odpocząć. Operacja potrwa naprawdę długo. A ty jesteś wyczerpany...
- Nigdzie nie idę. Nie zostawię jej.. Już raz to zrobiłem i co leży teraz na tym jebanym bloku operacyjnym. I to przeze mnie... Jestem pierdolonym idiotą. Czemu się nie domyśliłem ze coś takiego wpadnie jej do głowy?. Jestem  jej przyjacielem. Powinienem wiedzieć. Ona powinna mieć psychologa. Ktoś powinien z nią rozmawiać, być... A ja , ja zostawiłem... Rozumiecie ja nigdy sobie tego nie wybaczę. Nigdy....- Julka umocniła swój uścisk. Widać było, że i na jej policzka są łzy..
- Już ciii..Nie obwiniaj się.. My wszyscy jesteśmy winni...
- Nie to moja wina....Wyszedłem z uścisku dziewczyny. Już po chwili była ona w ramionach swojego chłopaka, który coś mówił. Ja nie miałem ochoty tego słuchać wiedziałem, że to moja wina, że ona  umiera przeze mnie....
- Możecie zostawić mnie na chwile samego?- Maks spojrzał na mnie jak by bał się , że coś sobie zrobię.-Chciałbym w samotności przeczytać list od niej....
- Oskar boimy się o ciebie.-Spojrzałem na nich błagalnie. 
-Potrzebuje chwili dla siebie. Mam dość towarzystwa chce być sam.
- Dobrze. Ale za chwile tu wrócimy....

Gdy usłyszałem dźwięk zamykających się drzwi. Usiadłem w kocie pomieszczenia. Wyciągnąłem z kieszeni pogiętą kartkę, na której dało dostrzec sie ślady krwi. Krwi, która nigdy nie powinna być przelana....
Czytałem powoli. Mój oddech z każdym słowem przyspieszał. Z oczu wyłaniały się niekontrolowane łzy. W serce zaczęły wbijać się małe igiełki które sprawiały ogromny ból. Jej słowa wywołały wszystkie wspomnienia....

 




















***
Już po operacji. Z sali wszedł lekarz ,oznajmiający nam że operacja sie udała jednakże ta doba będzie decydująca. Byli tu wszyscy ,cały korytarz wypełniony był  jej bliskimi.
- Czy możemy do niej wejść?- Spytałem mając nadzieje że lekarz sie zgodzi. Musze ją zobaczyć. Chce ją przytulić i już nigdy nie puścić.
- Tak, ale najwyżej dwie osoby, na krótko. Dziewczyna potrzebuje spokoju.
Chciałem do niej iść ale wiedziałem ze jej dziadkowie  a przede wszystkim Filip mają większe prawo tam iść. Wycofałem się i mimiką twarzy pokazałem ze nie mam nic przeciwko by to oni tam poszli.
- Jak się czujesz? -w głosie Sandry   dało wyczuć się troskę
- A jak mam się czuć. Gdy ona tam leży? Czuje sie beznadziejnie ? Bezsilnie? Fatalnie ? Bezradnie? Nie, ja po prostu sie nie czuje...Mnie nie ma, tak samo jak nie ma jej ...
- Oskar ona z tego wyjdzie, musimy w to wierzyć. Jest silna da radę.
  -Była silna.. Ja jej nie rozumiem . Powiedz mi jak ona tak mogła. Przecież wie że ja bez niej nie dam rady, że nie istnieje. Przecież ona to wiedziała. Czemu ? Powiedz mi czemu?
- Już spokojnie.- Przytuliła mnie.- Ona po prostu sie zagubiła. 
- Ona jest egoistką... Egoistką ,która tak cholernie kocham....
Oczami Filipa
Siedziałem sobie koło łóżka wiktorii. Ona znowu spała. Boje się.. Boje się że mnie zostawiła...Przecież ona miała chodzić. Mieliśmy bawić sie w chowanego. Gdy babcia mówiła do dziadka to płakała mówiła coś że ona może  umrzeć. Nie rozumiem co to znaczy. ale nie chce by ona mogła umzeć ..Przecież ja kocham siostrę .Pewnie znowu byłem zły. To moja wina że ona nie chce być w mojej rodzinie. Nie chce mieć takiego brata jak ja. Wikusiu wróć do mnie. Będę już grzeczny. Obiecuje...
Oczami Oskara
Wszyscy namawiają mnie bym wrócił do domu i odpoczął. Może mają racje. Jestem strasznie zmęczony. Zbyt wiele emocji jak na taki krótki czas, ale nie chce jej zostawiać, nie mogę popełnić tego bledu po raz drugi. 
Nagle z sali Dzięczyny wybiegła mała zapłakana  postać. Filip pognał w kierunku wyjścia,. Widać było że był roztrzęsiony. Pobiegłem za nim. Chłopak miał naprawdę niezła kondycje albo moje mięśnie były tak wyczerpane że odmawiały posłuszeństwa.
Gdy wybiegłem ze szpitala on znajdował sie na ulicy. Czas jak by zwolnił mimo ze wszystko działo sie tak szybko. Nie zastanawiając sie długo rzuciłem się by go uratować. Zepchnąłem go a potem poczułem silny ból .Następnie była tylko ciemność.
________________________________________
A wiec jestem.Sporo mi zajęło pisanie tego rozdziału. Mam nadzieje ze wam sie spodoba.
Jeśli chcecie bym pisała to pozostawiajcie po sobie pod rozdziałami jakiś znak że jesteście. Może być to cokolwiek nawet przecinek czy kropka. Chce wiedzieć że jesteście.
Nie bede stwaiała jakiś warunków że rozdziały będą pojawić się jedynie po danej liczbie kometarzy bo to bez sensu. Po prostu niech każdy z was pościeci chwilkę by coś napisać ;)
Dziękuje za komatarze wsparcia jakie już od was dostałam ;)
Lece kochani papapa ;*