niedziela, 25 stycznia 2015

Rozdział 21

Kiedyś opowiem Ci o tym, co przeżyłam bez Ciebie, a co chciałam przeżyć z Tobą.

Oczami Oskara
Wypadek nie spowodował u mnie żadnych poważnych obrażeń. Lekkie wstrząśnienie mózgu, rozcięta głowa i kilka siniaków na ciele. Mogła być znacznie gorzej. Może nawet było by lepiej...
Filipowi na szczęście nic nie jest. Jest cały i zdrowy. Był tylko lekko roztrzęsiony po tym całym zdarzeniu. Z tego, co wiem, rozmawia teraz ze szpitalnym psychologiem. Mam nadzieję, że mu wytłumaczy to wszystko. Nie jest jeszcze w stanie zrozumieć tego, co dzieje się w jego życiu. Nawet mój mózg tego wszystkiego nie ogarnia.
Kolejny monolog w mojej głowie. Wszystko analizuje po raz setny. Powraca smutek i nienawiść do samego siebie. Można tak żyć? Nie, sorry, ja już nie chce żyć. Może powinienem, tak jak ona, zakończyć tę farsę. To było by najprostsze rozwiązanie. Tylko czy ja tak umiem? Jestem cholernym tchórzem, bo nie potrafię zostawić rodziców i przyjaciół. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby bliskie mi osoby tak przeze mnie cierpiały. Nigdy nie zostawiłbym Wiktorii. Kocham ją. Tylko, czy ona czuje to samo? Czy mnie, chociaż w małym stopniu, kocha? Przecież, jeśli ktoś kocha, nie opuszcza tej drugiej osoby tak z dnia na dzień. Jak ona mogła mnie zostawić tu samego? Jeszcze ten list. Jej słowa. Tak to boli... Tylko chyba nie wypada mi pokazywać emocji, przecież jestem facetem. Powinienem być twardy i nie okazywać tego, co czuję. Wszyscy tego ode mnie oczekują…
- Oskarku, jak się czujesz? - głos mojej mamy łamał się. Widać było w jej oczach strach i troskę.
- Dobrze, nie musisz się martwić. Mamo, nic poważnego mi nie jest.
- Masz wstrząśnienie mózgu, rozcięta głowę i to jest nic?
- Przesadzasz - powiedziałem. Ścisnęła moją dłoń. Spojrzała na tatę, a potem powróciła wzrokiem do mnie. W jej oczach widziałem smutek i przejęcie. Wiedziałem już, co to oznacza. Chciałem uniknąć tych pytań.
- Proszę, nie pytaj mnie, jak się czuję w kwestii czynów Wiktorii. Bo ja nie wiem, co czuję. Co mam powiedzieć, że jest ok? Że sobie radzę? Nie, nie umiem ogarnąć tego wszystkiego. Wiesz co, mamo, jest najgorsze? Że tam gdzieś leży moja ukochana osoba, a ja musze tu być i bezczynnie czekać. Nie mogę jej pomóc. Jestem taki bezradny...
- Już spokojnie - przytuliła mnie jak małego chłopczyka i zaczęła uspokajać. Wiem, że jestem juz prawie dorosły, a płacze mamusi w ramionach, ale musze dać upust swoim emocjom - będzie dobrze, Oskar, słyszysz? Ona wyjdzie z tego, tylko się nie poddawaj. Ja z tatą zrobimy wszystko, by być twoim oparciem. Pamiętaj, jeśli będziesz potrzebował pomocy, jakiekolwiek, to oczywiście pomożemy ci jak tylko będziemy umieli. Jesteśmy z tobą... Tylko obiecaj mi, że już nigdy nie wsiądziesz to samochodu bez prawa jazdy. Pomyślałeś, co mogło się stać? Nie możesz być tak lekkomyślny... Pogadamy o tym, kiedy indziej, ale wrócimy do tego tematu...
- Dziękuję.
***
Dzisiejszy dzień był bardzo emocjonujący. Jestem wyczerpany. Chciałbym zasnąć, lecz gdy tylko zamykam oczy, pojawia sie ten obraz. Gdy ona... i gdy czuję, że tracę....
***
Było już ciemno. Mrok otaczał ściany, a w sali była kompletna cisza. Słychać było tylko nasze oddechy, mój i Wiktorii. Tak, siedziałem właśnie na jej łóżku. Moja dłoń delikatnie jeździła po jej policzku. Wyglądała tak niewinnie i spokojnie. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji.
- Hej skarbie... Jestem już przy tobie. Słyszysz? Już nigdy cie nie zostawię. Wiktoria... Słoneczko... - złapałem za jej dłonie. Były one opatrzone sporą ilością bandażu, na którym widniały ślady krwi - Boże... Jak mogłaś... Chciałaś mnie zostawić? Przecież wiesz, że ja sobie tu nie poradzę bez ciebie... Tu obok... Koło mnie... Tak, wiem, że to moja wina... Przepraszam. Ja nie chciałem. Wiktoria... Wybacz mi... Obiecuję, że sie poprawie, tylko... Tylko... Nie odchodź, głuptasku... Nie teraz, gdy potrzebuję cię najbardziej - nagle poczułem jak dłoń dziewczyny delikatnie się porusza. Spojrzałem na nią. Miała otwarte oczy i płakała.
- Wiktoria…
- Czy ja umarłam?
- Wróciłaś. Boże dziękuję... - Wziąłem ją w ramiona. Cuda jednak istnieją. Nie kochanie. Jesteś wśród nas, żywych.
- Nie... - wtedy zaczęła płakać i wyć. Nie wiedziałem, co się dzieje....

Tydzień później
Minęło już kilka dni, odkąd Wiktoria sie wybudziła, jednak nie pozwalają nam jej odwiedzać. Jest w tragicznym stanie psychicznym. Nikogo do siebie nie dopuszcza, nie chce jeść, nie śpi, nie bierze leków. Odłącza sobie wszystkie kroplówki i urządzenia. Pani psycholog, która z nią rozmawiała, oznajmiła nam, że to depresja. Jest to najprawdopodobniej skutek samotności i utraty rodziców w ostatnim czasie. No, i utraty władzy w nogach.
Powiedziała też, że teraz będzie nas wszystkich potrzebowała i byśmy dali jej czas na uporanie sie z tym wszystkim. Trwa to naprawdę długo, jednak nawet jak będę musiał czekać wieczność, będę czekał.
***
Czas... Ciągle na nim polegamy. Drugi tydzień i nadal bez jakichkolwiek rezultatów w jej terapii. Wiem, że muszę być cierpliwy, czekać na jakąkolwiek poprawę. Wszyscy czekamy...
***
Julka z Maksem zaprosili mnie dziś na jakiś wypad na miasto. Szczerze mówiąc, nie miałem ochoty gdziekolwiek wyjść. Ale, po pierwsze, uparli się. Po za tym, czułem, że im dłużej siedzę w tych czterech ścianach swojego pokoju, tym bardziej szaleję, a czas płynie tak wolno...
- Hej.
- Hej Oskar - Julka uściskała mnie po przyjacielsku, po czym jej chłopak również serdecznie się ze mną powitał - Jak tam się…?
- Proszę was, nie pytajcie, jak sie czuję i jak sobie radzę - nie dałem dziewczynie dokończyć. - Nie chce mi się o tym gadać. Poza tym, dziś mamy spędzić miły wieczór. Więc, jakie plany?
- Kino, kręgielnia i potem na pizze?
- Mi pasuje. To chodźmy - W tym momencie, w mojej kieszeni, poczułem wibracje. Wyciągnąłem telefon, po czym nacisnąłem zieloną słuchawkę.
- Tak słucham? Tak, a kim pani jest?... Wiktoria? Co z nią? Tak, oczywiście, będę... Dobrze, powiadomię... Do widzenia.
- Oskar, co się stało?
- Yyy... Dzwoniła Pani psycholog... Chce się z nami spotkać. Za pół godziny.
- Z nami?
- Tak, i z resztą. To znaczy... Dzwonię  po Kubę i Sandrę...

Znana nam wszystkim poczekalnia szpitalna. No cóż, jeszcze chwila, a będę mógł tu zamieszkać. Ostatnio spędzam w niej więcej czasu niż gdziekolwiek indziej. Zaczynam dostrzegać w tym miejscu coraz większą surowość. Biel bijąca ze ścian staje sie coraz bardziej przerażająca. Gdzieniegdzie można zobaczyć ślady krwi lub innych substancji.
W naszym kierunku zmierzały dwie sylwetki.
- Hej wszystkim - Sandra przytuliła każdego. Po chwili przywitał sie z nami również Kuba.
- Co sie stało? Co z nią?
- Nic nie wiemy, zadzwonili, gdy byliśmy na mieście. Powiedzieli Oskarowi, żebyśmy tutaj wszyscy przyszli.
Po kilku minutach przyszła do nas pani psycholog, która zaprosiła nas do gabinetu. Nasi rodzice poprosili ją, by z nami porozmawiała. Chciała dowiedzieć sie o naszych uczuciach w zaistniałych okolicznościach. Próbowała do nas dotrzeć, jednak żadne z nas nie było chętne do rozmowy. Nikt nie był aż tak wylewny, by mówić o swoich odczuciach, jednakże żadne z nas nie potrafiło wyjść. Coś jak by nas trzymało w tym miejscu
Każdy z nas, pokrótce i ogólnikowo opowiedział o swoich odczuciach. Nikt do końca nie był szczery. Psycholog wyczuła to, ze nie czujemy sie pewnie. Próbowała rozluźnić atmosferę, ale nie udało sie to jej. Chyba postanowiła odpuścić, przeprosiła nas na chwile, i wyszła z gabinetu. Wszyscy odetchnęliśmy z ulgą. Tak jak by jakiś ogromny ciężar spadł z naszych serc.
- Nie lubię tej baby. Z wyglądu wydaje sie być wredna - ciszę przerwał Kuba.
- Ona próbuje nam przecież pomóc... Szkoda tylko, że nie wie, co my wszyscy przechodzimy... Przez Wiktorię - w głosie Julki dało się wyczuć złość i żal do dziewczyny.
- Nie możemy jej obwiniać. Po prostu się pogubiła. - Sandra stanęła w obronie Wiktorii.
- Więc postanowiła utrudnić nam wszystkim życie. Zostawić nas? Zabić sie? Ona jest tchórzem i myśli tylko o sobie. Pomyślała chociaż raz, co my poczujemy? Jak przeżyjemy to, że popełni samobójstwo? Przecież nas ma. Pomoglibyśmy jej przez to wszystko przejść. Ona wolała pójść na łatwiznę, i tak po prostu sprawić nam jak największy ból.
- Kochanie spokojnie. Już ciii… - dziewczyna wylądowała zapłakana w ramionach Maksa. Nikt z nas sie nie odezwał, bo każdy w głębi duszy zgadzał sie z tym, co powiedziała Julka. Postanowiłem jednak, że i ja powiem, co czuję.
- Julka po części ma racje. Wszyscy o tym wiemy. To, co robiła Wiktoria, nie było rozsądne. Jednak, nie można jej teraz zostawić. Teraz potrzebuje nas najbardziej. Nie możemy sie odwrócić. Już raz to zrobiłem i cholernie żałuję, że nie było mnie przy niej. Może wtedy... Może to wszystko by nie nastąpiło, a ja nie czułbym się tak cholernie winny i bezradny. Musimy jej pomóc, słyszycie? Musimy teraz tu z nią być. Teraz, gdy... - głos załamał mi się totalnie - …rozumiecie? Jesteście ze mną? Z nią? Zawalczymy o to, by wróciła ta uśmiechnięta i radosna Wiki, jaką znaliśmy przed wypadkiem? By znowu była tym kochanym głuptaskiem? Potrzebuję was. Musimy trzymać sie razem. Razem to wszystko przejść, jak kiedyś, gdy byliśmy nie rozłączni...

__________________________
Wiem, zawiodłam was ;( Dawno nie dodałam żadnego rozdziału ,
Miałam naprawdę  wiele problemów. Straciłam kogoś kto był mi  bliski.Potrzebowałam czasu by się pozbierać . Uwierzcie mi nie miałam siły pisać.Do tego technikum mnóstwo nauki . Przerosło mnie to wszystko .
Ale koniec o mnie ;) Co myślicie o tym rozdziale ?
Mam do was prośbę oprócz tego by każdy jak przeczyta ten rozdział pozostawił jakiś znak bym wiedziała że mam po co pisać,to chce prosić was byście powiedzieli u kogo mam zaległości.. Obiecuje że je nadrobie :P