wtorek, 5 maja 2015

Rozdział 26

Mam dość rozczarowań i nieporozumień między nami.
Oczami Wiktorii
Dziś w końcu opuściłam szpital. Może nie było to najgorsze miejsce, ale zdecydowanie wole te cztery ściany, które zwane są moim pokojem. Własne łóżko, ciuchy i świeże powietrze oraz prywatny prysznic to zdecydowanie rzeczy, których obecnie najbardziej pragnęłam. Przysłowie "wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej" chyba idealnie określa obecny stan rzeczy. Muszę przyznać, że tęskniłam za tym wszystkim. Za taka domową atmosferą? Tak, zdecydowanie mogę śmiało powiedzieć, że to mój dom. W końcu czuję się tu bezpiecznie.
Moi kochani dziadkowie nieustannie starają się wmusić we mnie jakiekolwiek jedzenie. Żadne moje sprzeciwy do nich nie trafiają. Poza tym, jak mam im odmówić? Babcia gotuje tak świetnie. Jej potrawy aż proszą, by były zjedzone. Mówią do mnie "zjedz mnie, zjedz mnie". Jak tak dalej pójdzie to w końcu naprawdę stanę się pączusiem.
Gdy dziś po raz pierwszy spojrzałam w lustro, zobaczyłam całkiem inną dziewczynę. Moje policzki są zapadnięte, przez co kości policzkowe delikatnie mi wystają. Nie wspomnę już o obojczyku, który ujawnia wszystkie kości. Poza tym, mam ogromne wory po oczami. Jednak nie to jest najgorsze. Moje nogi tracą mięśnie, przez co wyglądają teraz jak wieszaki, na których powieszona jest skóra. Zaczynam się brzydzić samą sobą. Nawet moje blond włosy, które kiedyś były jednym z moich atutów, stały się istnym sianem, którego nie jestem w stanie okiełznać. Tak jakby żyły własnym życiem.

Siedziałam właśnie z dziewczynami nadrabiając stracony czas. Dziewczyny opowiadały, co mnie ominęło. Sandra wyjawiła nam miłosną historie swojego życia. Nikodem z jej opowieści to naprawdę fajny facet. Ja raczej pamiętam go jako zadufanego w sobie lalusia, ale cóż, może pierwsze wrażenie jest błędne? Nie ma co oceniać ludzi, gdy tak naprawdę się ich nie zna. Ja natomiast streściłam im historie poznania Damiana, no i oczywiście wczorajszego wieczoru/nocy z Łukaszem. Dziewczyny, tak jak się spodziewałam, nie oszczędziły mi komentarzy typu "on na ciebie leci, to widać", "to będzie przyjaźń z przywilejami", "ciekawie, ile wytrzyma". W sumie, sama zastanawiam się, co dalej z tego będzie. Czy pozwolę mu na coś więcej, niż przyjaźń? Cóż, nie wiem. Poznamy się i to czas pokaże.
- A jak sprawy z Oskarem?- Julka wiedziała, że stąpa po kruchym lodzie, jednak jej ciekawość jest większa. Poza tym widzę, że się po prostu o mnie martwi.
- Cóż... nic się nie zmieniło. Jeszcze nie mieliśmy okazji pogadać. Widziałam się z nim tylko w waszym towarzystwie. Poza tym, wydaje mi się, znaczy jestem pewna, że... no wiecie... ma pretensje o to, co zrobiłam...
- Ej mała. Nie przejmuj się. Przejdzie mu... Po prostu to był dla niego szok, jak cie zobaczył w tej łazience... Pewnie ma problem z przyswojeniem tego.
- To był on?- mój głos zaczął drżeć.
- Tak, to on cię uratował...
- Kurwaaa- w moich oczach pojawiły się się łzy. Tak, no przecież, to było do przewidzenia. Kto inny po raz drugi mógł uratować to moje nędzne życie, jak nie on? Jestem idiotką? Do tego ten list... Kretynka ze mnie. Nie dość, że niszczę swoje życie, to sprawiam, że życie moich bliskich staje się koszmarem. Dopiero teraz dociera do mnie to wszystko. Co ja zrobiłam? Nie wiem kiedy znalazłam się w objęciach dziewczyn. Kolejny raz z moich oczu poleciał strumień łez. Nie umiałam już nad tym zapanować. Łkałam przez własną głupotę.
- Ej... kochanie uspokój się. Ciii... jesteśmy przy tobie- cichy głos Sandry starał się mnie uspokoić. Nie ukrywam, ich obecność działała na mnie kojąco.
- C-coo jeślii oon m-mii niie w-wybac-czy?- wydukałam przez łzy.
- Wybaczy... Zobaczysz... A teraz przestań płakać- głos mojej przyjaciółki był stanowczy- Wiktorio, bierz się w garść. Nie ma się co rozczulać nad rozlanym mlekiem. Co się stało nie odstanie się. Teraz musisz wziąć się w garść. Głowa do góry, kochanie. Stawimy temu wszystkiemu czoło razem... Masz nas wszystkich. Nie jesteś z tym sama... I najważniejsze jest to, że wiemy wszyscy, że już tego nie zrobisz. Ufamy ci...
Już po kilku minutach doprowadziłam się do porządku. Dobrze jest mieć takie kochane bestie. Dziękuję bogu, że ich mam. Podjęłam wiele złych decyzji. Nawarzyłam piwa i teraz muszę je wypić. Na szczęście mam ich- moich przyjaciół, dzięki którym nawet z największego dna  jestem w stanie wznieść się na wyżyny.

Oczami Maksa
Trening dziś dał nam wszystkim nieźle w kość. Trener nas nie oszczędzał. Ostatnio strasznie zaniedbałem swoją grę i moja kondycja lekko się pogorszyła.
Przebierałem się właśnie w szatni, gdy usłyszałem dźwięk swojego telefonu. Wyjąłem go z torby treningowej, po czym odebrałem.
- Cześć kochanie- głos mojej dziewczyny rozbrzmiał w słuchawce.
- No, co tam skarbie?
- Przyjechałbyś po mnie? Jestem u Wiktorii. Przyjechałby po mnie mój tata, jednak coś mu wypadło.
- No bez problemu. Przebiorę się i za jakieś pół godziny powinienem być.
- Yyy... Dlaczego chcesz się przebierać?
- Bo jestem na treningu? Chyba, że chcesz mnie tak męsko pachnącego. Co, kotku?- a no tak, trening... Wiesz co, jednak wolałabym byś się przebrał i prysznic też by ci nie zaszkodził. Nie chce cię śmierdzącego, nie będę nawet mogła się przytulić...
- Pfff... Ja sobie to zapamiętam...
- Oj już, nie złość się. I poważnie nie śpiesz się. Kochanie?
- No, czego chcesz?
- Czego chcę? Skąd wiesz, że coś chcę?
- Po głosie, już cie trochę znam, więc?- oczami wyobraźni widziałem, jak Julka właśnie w tym momencie przewraca oczami- i nie przewracaj na mnie oczami.
- Skąd... z resztą nie ważne. Chcę, byś pogadał z Oskarem...
- Chodzi o Wiktorię?
- Tak... Porozmawiaj z nim o tym... Wiesz, martwię się o niego... Wczoraj wychodził ze szpitala w niezbyt optymistycznym nastroju...
- Dziwisz się mu? Zachowanie Wiktorii nie było fair.
- Wiem... Porozmawiaj z nim, ok?
- Spoko. Tylko by z nim porozmawiać musiał bym wyciągnąć go na jakieś piwo, czy coś.
Wiesz, jak z nim jest.
- Otwiera się po alkoholu, ale czy ty chcesz kierować po alkoholu?!
- Właśnie nie. Najwyżej jutro z nim pogadam?
- Nie, dziś. To ważne. Ja najwyżej zostanę na noc jak zgodzą się dziadkowie Wiki. A ty przyjedziesz jakoś rano, może być?
- No mi pasuje.
Rozmawiałem z nią jeszcze chwile, po czym rozłączyłem się i znów skierowałem w stronę szatni z której ulotniłem się podczas rozmowy. Znalazłem w niej blondyna.
- Ty już idziesz?
- Ta...
- Co ty na męski wieczór? Ty i ja..
- Stary, ty masz dziewczynę. Wiem, że jestem taki przystojny, ale i ty na mnie lecisz?

Oczami Oskara
Siedzieliśmy z Maksem w parku obok hali. Wypiliśmy już kilka piw, dlatego nasza rozmowa zboczyła na poważne tory. Cóż, po alkoholu staje się coraz bardziej wylewny.
- Więc, jak z Wiktorią?
- A jak ma być, normalnie- Wziąłem spory łyk piwa. Sam nie wiedziałem jak jest z Wiktorią. To jak błędne koło.
- Odpuściłeś?
- Kurwa, nie miałem czego odpuścić.
- Co masz na myśli?
- Nic. Kompletnie nic.
- Nie ogarniam cię. Sam mówiłeś, że powinniśmy ją wspierać, być przy niej. Ty poskładałeś nas do kupy. A teraz sam podkulasz ogon i uciekasz? Zostawiasz ją?
- Gdyby to wszystko było takie proste.
- Stary, jest proste.
- Może to dlatego, że to nie twoja miłość chciała popełnić samobójstwo. Widzieć osobę którą kochasz we krwi z myślą, że przybyłeś za późno, że ona znów może odejść... Siedziałem przy jej łóżku całe pół roku. Czekałem aż otworzy te oczy i wróci. Czekałem na to, by móc powiedzieć jej ile dla mnie znaczy i co czuję.  A ona co, po przebudzeniu leci w ramiona tego dupka. Łukasza... Potem popełniam jeden jebany błąd, a ona bez wahania skreśla mnie z życia... Rozumiesz.... Robisz tyle dla jednej osoby, jesteś gotowy na poświecenia, potykasz się i tracisz to, na czym tak ci zależało... A przypominam, ona też wiele razy lizała się z przypadkowymi frajerami. Następnie czytasz list... Znowu masz nadzieję, chcesz walczyć. A wczoraj w tej jebanej sali dostrzegłem jak na niego patrzy. Przecież on jest idealny. Zapewni jej to wszystko. Do tego to ich pożegnanie. Ten skurwysyn pocałował ją w usta? Kurwa, na moich oczach. A ona... Jej się to podobało... Czuje coś do niego. Wiesz, chcę by była szczęśliwa, ale dlaczego z tym chujem?! Z resztą, nie ważne. Niech ułoży swoje życie jak chce. Ja kurwa odpuszczę... Jebać ją. Jebać miłość. Jebać to wszystko. Idę po coś mocniejszego, czuję potrzeba najebania się...- Wstałem gwałtownie z ławki i skierowałem swoje kroki do pobliskiego monopolowego. Zatrzymał mnie jedynie głos przyjaciela.
- Zależy ci na niej?
- Jak jeszcze na nikim innym.
- To walcz. Nie odpuszczaj.
- Łatwo ci mówić- ponownie ruszyłem do wyznaczonego wcześniej celu... Walcz... Mój honor już mi na to nie pozwala. Nie mogę. Wódka może nie rozwiąże moich problemów, ale chociaż na chwile zapomnę. 



__________________________________________
Kolejny. :) Co myślicie?
Zastanawiam się, czy warto pisać to opowiadanie? Coraz mniej komentarzy, weny też.