piątek, 1 sierpnia 2014

Rozdział 17

Nie wypada nam nawet do tego wracać.
Oczami Wiktorii
Zbliżała się godzina 16.00, a ja nadal zanudzałam Damiana nudną historią moje życia. Opowiedziałam mu całą sytuację z Oskarem, nie pominęłam też wątku Łukasza. On uważnie słuchał całej historii. Nie zadawał żadnych pytań, a przede wszystkim cierpliwie czekał, aż skończę, nie dodając zbędnych komentarzy. Gdy w końcu wylałam z siebie wszystko, co zżerało moją dusze, usłyszałam jego głos.
- To wszystko?
- Tak. Po tej akcji w moim domu Oskar się do mnie nie odzywał. Ja z resztą do niego też. No, a o Łukaszu powiedziałam wszystko.
- Wiec odnoście tego Łukasza. Nie chce go oceniać, bo go w ogóle nie znam, ale nie spodobał mi się. Nie dość, że "kiedyś" ćpał, a z takimi nigdy nic nie wiadomo, to prawie zabił człowieka. Rozumiem, że pewnie to wszystko kryje za sobą jakąś historie, która była przyczyną tego wszystkiego, ale to go nie usprawiedliwia. Nie podoba mi się ten gość. Może się mylę. Jednak takie jest moje zdanie.
-Rozumiem. W sumie może masz racje. Jednak wiesz, historia którą mi opowiedział naprawdę wszystko wyjaśnia.
- Wiesz, nie żeby coś, ale to trochę dziwne, że chłopak, który tyle przeszedł, z taką łatwością opowiedział nowo poznanej dziewczynie taką historię. Jako reprezentant płci męskiej, wiem, że my z natury raczej nie otwieramy się przed kimś tak łatwo. Bynajmniej ja tak mam.
- Sugerujesz, że kłamał?
- Nie, po prostu mnie to dziwi. Ale może przejdźmy do kolejnego punktu - Chłopak spojrzał na mnie. Ja delikatnie się uśmiechnęłam. Szczerze mówiąc, bałam się tego, co usłyszę.
- Mam być delikatny, czy mogę być szczery do bólu.
- Zdecydowanie to drugie. Nie lubię owijania w bawełnę.
- Wiec, twoje postępowanie wobec Oskara było perfidne. Nie no, sorry dziewczyno, ale naprawdę przesadziłaś, zwłaszcza z tą ostatnią sytuacją. Mówisz, że on nie liczy się z twoimi uczuciami, a ty liczysz się z jego? Chyba też nie. Z tego co mówiłaś, sama po alkoholu całowałaś się z jakimś chłopakiem, którego nawet nie pamiętasz. Gdyby wtedy nie Oskar, skąd wiesz, jak by się to skończyło? Potem uratował ci życie. Tak? Ty nawet tego nie doceniłaś. Nie mówię, że miałabyś być z nim z wdzięczności, ale podziękowałaś mu chociaż za to raz? No właśnie. Potem siedział przy tobie kilka miesięcy. Z tego co mówiłaś, to był częstym gościem. Czyli zauważ, ze musiałaś być dla niego kimś naprawdę ważnym, skoro znajdował zawsze czas, by przy tobie być. Po przebudzeniu wspierał cię jak tylko mógł. Wiesz chłopak naprawdę starał się, jak tyko mógł. Uwierz mi, nie każdy facet by tak postąpił. A, i dzięki tobie miał do czynienia z nasz kochanym wymiarem sprawiedliwości. I teraz popełnił jeden mały błąd, a ty skreśliłaś go z życia? To jest nie sprawiedliwe. Powiedziałaś, że był zazdrosny o Łukasza. Nie dziwie się. On stara się o ciebie tyle czasu, przychodzi jakiś chłopak nie wiadomo skąd i skrada uwagę dziewczyny, na której mu zależy. I jakąś historyjką kupuje jej serce. Czemu wy, kobiety, lecicie na jakiś niedojrzałych bydlaków, którym chodzi tylko o sex, a nie na facetów, którzy są w stanie oddać za was życie. Wy, kobiety, cierpicie na własne życzenie. Poznacie takiego jednego, on was wyrucha i zostawi, a potem, w ramach zemsty, ranicie uczciwych i dojrzałych chłopaków. I mówicie, że wszyscy są tacy sami. Czasem nawet wam się należy... Przejdźmy jednak do rzeczy. Oskar pocałował się na jakieś imprezie z dziewczyną, był totalnie pijany. To go nie usprawiedliwia, masz racje. Tylko nie powinnaś, tak reagować. Przede wszystkim powinnaś dać się mu wytłumaczyć, a ty potraktowałaś go jak największego dziwkarza na świecie... Ulżyło Ci wtedy? Poczułaś satysfakcję? Ludzie popełniają błędy... Wiesz, miłość jest jak budowa. Żeby powstał wieżowiec, potrzebne są cegiełki, które powoli będą tworzyć budynek. I z biegiem czasu będzie coraz wyższy i doskonalszy. Będzie się ulepszał. Tak samo jest w miłości. Wszystko przychodzi z czasem. Przez swoje uczucia powoli trzeba ją budować. Starać się cały czas, a i ona zacznie stawać się coraz piękniejsza. A ty chciałaś od razu wielkiej miłości. To tak jak by plac budowy nazwać wieżowcem, chociaż wcale by nim nie był. To emocje powinny budować więź miedzy wami, powinniście powoli się poznawać, docierać. Nikt nie jest idealny. Dlatego własnie uważam, że powinnaś dać mu szanse. I powoli powinniście budować swój wieżowiec. Słowa Damiana, tak jak się spodziewałam, były dobitne.Wywołały u mnie natłok myśli. On ma racje i to w tym wszystkim jest najgorsze.
Usłyszałam dźwięk telefonu, na wyświetlaczu widniał napis: "babcia".
- Halo? 
- Wiktoria?
- Tak babciu, co się dzieje?
- Gdzie jesteś?
- Jestem z Damianem w parku. A co?
- Dzwonił twój lekarz, musisz natychmiast stawić się na badania. 
- Co?
- Dziadek za kilka minut tam będzie. Nie ruszajcie się, on ci wszystko opowie.
- Dobrze.

Znajdowałam się własnie w jednej z sal szpitalnych. Godzinę temu miałam jakieś badania i pobieranie krwi. Teraz czekam na wyniki. Okazało się, że jest szansa, bym odzyskała władze w nogach. Do warszawskiego szpitala przyjechał lekarz z Nowego Yorku. Jeden z najlepszych. Zgodził się przeprowadzić zabieg. Moje serce po raz kolejny wypełniła nadzieja. Nadzieja na odzyskanie dawnego życia. Było ona jednak zasłonięta strachem. Bałam się, w mojej głowie zaczęły rodzić się przeróżne scenariusze. A co jeśli umrę...?


Oczami Oskara
Siedziałem właśnie z chłopakami na trybunach hali. Rozegraliśmy kilka minut temu fascynujący mecz. Nasze, jakże ciekawe, męskie rozmowy, przerwał dźwięk mojego telefonu. Wyciągnąłem go z torby treningowej. Na wyświetlaczu widniała wiadomość:


Od: Wiktoria
Jestem w szpitalu, będę miała operacje. Potrzebuję cię. Proszę, przyjedz .


Zaskoczenie... Szok... Poczułem falę gorąca... Serce zwiększyło obroty, byłem gotowy chodź by do niej pobiec. Ale musiałem się upewnić. Znów spojrzałem na wyświetlacz. Nie myliłem się. Na pewno nie. Nie odzywała się do mnie od tamtej sytuacji. Ja też tego nie robiłem, gdyż to były bez sensu. Ona nawet nie dała mi tego wszystkiego wyjaśnić. A teraz do mnie pisze?
Nie wiedziałem, czy powinienem pojechać do tego szpitala. Ona przypomina sobie o mnie tylko wtedy, gdy czegoś chce. To cholernie boli. Jednak z drugiej strony nie chce jej zostawić, chce być jej oparciem... Muszę... Kurwa... Co ja mam robić???

Zaparkowałem pod szpitalem. W ciągu dziesięciu sekund byłem w środku. Troska o dziewczynę nadawała mi prędkości. Podbiegłem do recepcji spytać się, gdzie leży Wiktoria.
- Dzień dobry, Wiktoria Grzymska, gdzie leży?
- Proszę chwile pocze...
- Szybciej kobieto, nie mam na to czasu!
- Spokojnie... sala numer 13. 
- Dzięki.
Pobiegłem się w kierunku wyznaczonym przez recepcjonistkę. Po kilku minutach byłem już pod drzwiami. Wtedy nagle zobaczyłem znajomą postać, podchodzącą do mnie wolnym krokiem. To był ten Łukasz. Skurwysyn... Cwel... Kurwa.... Co on tu robi?
- Ooo, kogo ja tu widzę?
- Co ty tu robisz?- Ogarnęła mnie zimna furia. Już na sam jego widok w moich żyłach krew pulsuje szybciej. Zrobiłem krok w jego kierunku, i cofnąłem prawą nogę. Byłem w idealnej pozycji, by jednym uderzeniem zdjąć ten perfidny uśmieszek z jego mordy...
- Przyszedłem odwiedzić Wiktorie. Wiesz, ostatnio strasznie się do siebie zbliżyliśmy... - syknął niedoszły morderca.
- JESTEM GOTOWY BY CIE ZABIĆ, FRAJERZE! - krzyczałem w myślach. Gniew osiągnął maksymalny poziom. Ale nie dam po sobie tego poznać. Zacisnąłem pięść. 
- O fajnie. Nie zamierzam śmieciu z tobą rozmawiać - w słowo "śmieć" wcisnąłem tyle trucizny, ile tylko potrafiłem. Odwróciłem się od niego. Po czym nacisnąłem klamkę. W sali, oprócz Wiktorii, zobaczyłem jakiegoś innego faceta. Kurwa, oni się przytulali... Spojrzałem na Łukasza. Jego mina wyrażała coś w stylu "WTF!?". To była zemsta Wiktorii? Nie wierzę... Jestem gotowy, by zadać cios...


__________________________
Zaległości na waszych blogach nadrobię, jak wrócę z wakacji(czyli za tydzień ).
Proszę o większą ilość komentarzy, bo odechciewa mi się pisać.
Miłego wieczoru :*
Ps. Dziękuje kochanie za pomoc :*